Tytuł: Kiedy wierzyliśmy w syreny
Autor: Barbara O'Neal
Liczba stron:413
Wydawnictwo: Muza
Okładka: miękka
SŁOWA KLUCZE: rodzina, tajemnica, zagadka, okruchy życia
KRÓTKA FABUŁKA: czyli z czym to się je?
POD LUPĄ: Zacznę od wizualnej strony, czyli lupa w dłoń i do dzieła !
Książka standardowego wymiaru A5 . Okładka twardsza, matowa, miziasta. Pewne elementy jak np liście są lakierowane, co nadaje trójwymiarowości. Utrzymana w ciepłej kolorystyce żółci, pomarańczu, czerwieni i czerni. Przedstawia dwie kobiety, które stoją nad morzem i wpatrują się w dal. Bardzo przepiękna i nostalgiczna okładka. Wyklejka jest granatowa nadal z motywem roślinnym. Jeśli chodzi o strony to są one beżowe, bardzo cieniutkie, czcionka mała, ale czytelna. Rozdziały są podzielone ze względu na bohaterki. Całość wydania oceniam na 4+
OPINIA: Czyli jak ona smakuje ?
Kiedy otrzymałam ten tytuł do recenzji nie mogłam się oprzeć i postanowiłam od razu wgryźć się w fabułę. Nie ukrywam, że ostatnio zostałam pochłonięta przez mangii i tamtejsze fenomenalne historie. Jednak ta książka skusiła mnie.. czym? Sama nie wiem, czasem tak mam, że mam po prostu na jakiś gatunek ogromną ochotę, a dawnoo nie czytałam literatury pięknej. Więc czy warto sięgnąć po ten tytuł w szczególności, że cena okładkowa trochę przeraża? Jeśli Cię zaciekawiłam to weź sobie coś do picia, jedzenia, siadaj i słuchaj co mam Ci do opowiedzenia.
Ta historia jest bardzo kobieca. Mamy bowiem dwie bohaterki, siostry i z ich perspektyw poznajemy całą historię.
Josie Bianci zaginęła w wyniku ataku terrorystycznego na pociąg. Kit, nigdy już nie potrafiła pozbierać się po tej tragedii, w szczególności, że była bardzo zżyta ze swoją starszą siostrą. Jako lekarka postanowiła właśnie pomagać osobom właśnie po takich ,, trudnych" wypadkach. Pewnego dnia w telewizji podczas relacji widzi kobietę, która wygląda jak jej zaginiona siostra. Czy to aby na pewo ona? Kit nie wiele myśląc wsiada w samolot i postanawia dowiedzieć się prawdy.
Mari to szczęśliwa żona, matka dwójki dzieci. Kiedy jej córka pada ofiarą przemocy słownej w szkole, jej przeszłość i demony zaczynają się odzywać. Jej dziwny dom, chłopak, który został przygarnięty przez jej rodziców i młodsza siostra. Marii zabiera więc nas do swej ciemnej, zimnej i brudnej przeszłości..
Co łączy Kat i Marii? Czy jest ową zaginioną Josie? Powiem Ci tak, trudno było mi polubić którąś z kobiet. Były mi one obojętne, jednak ich historie na prawdę mnie wciągnęły i zabrały do swych światów. Autorka, bardzo realistycznie namalowała portret kobiet. Z traumami, z marzeniami, czy doświadczeniem życiowym. Pokazuje nam, że słowo ,, Kobieta" i nasza siła wewnętrzna są wyjątkowe. To co mnie ujęło, to fakt owych sekretów rodzinnych. Im głębiej schodzimy tym więcej widzimy owych brudnych spraw, które mogły spowodować owe kryzysy i wpłynęły na decyzje, które choć drastyczne były uzasadnione.
Podoba mi się również owe balansowanie między przeszłością, a teraźniejszością. Jest ono bardzo naturalne. Wywołują owe wspomnienia na pozór banalne rzeczy, jednak w naszym życiu jest podobnie. Jakiś, zapach, smak, zdjęcie mogą przenieść nas do przeszłości, do tych cudownych, błogich chwil, jak i tych o których wolelibyśmy nie pamiętać.
Problemy jakie zostały poruszone w tej książce są na prawdę mocne i nawiązujące do obecnych czasów. Mam na myśli o samotności, dążeniu do zrealizowania swoich marzeń, zatracając przy tym pewne wartości, które w naszym życiu są ważne. Historia ta porusza również wątek bardziej drastyczny jak zaniedbanie i patologiczne zachowanie rodziców, jak i molestowanie dziecka. To wszystko w dorosłym życiu owych kobiet będzie się odbijało nie tylko na ich relacjach z innymi ludźmi, ale i postrzeganie świata. I choć fabuła jest powolna to mi to absolutnie nie przeszkadzało, bowiem dała mi o wiele więcej refleksji niż się po niej spodziewałam...
CZY WARTO SCHRUPAĆ?- czyli podsumowanie :
,, Kiedy wierzyliśmy w syreny" to książka, która zwraca uwagę na bardzo ważny aspekt. Mianowicie, że nasze dzieciństwo to jakie było, określa w przyszłości nas jako dorosłych i przyszłych rodziców. Ta powieść to zdecydowanie makaron z cukrem i twarogiem. Nie ma chyba osoby, która nie zna tego dania z dzieciństwa. Owym makaronem czyli podstawą są bohaterowie. Podoba mi się w ich kreacji, że są bardzo realistyczni. Mają wady, a ich problemy z jakimi muszą się mierzyć są tzw naszymi codziennymi trudami dnia. Nie zapałałam może sympatią do żadnej z kobiet, ale to dla tego że nie utożsamiłam się z nimi. Jednak w żadnym razie nie jest to wada. Serem są owe problemy i tajemnice, które wychodzą na wierzch. Bolesne, refleksyjne ukazujące ludzkie tragedie. Tytuł jest bardzo filozoficzny bowiem zwraca uwagę na cały aspekt tej powieści. Mianowicie ukazuje pewną prawdę iż dzieci wierzą w każdą bajkę opowiedzianą przez dorosłych. Kiedy same stają się dorosłe rozumieją że owe bajki to fikcja, która miała na celu ukryć szary, brudny świat. Owa beztroska, wiara w niemożliwe jest piękna, ale i krucha. Cukrem był dla mnie cały klimat tej powieści. Niby spokojny, powolutki ale bardzo nasycony emocjonalnie. Czy warto schrupać tę powieść? Zdecydowanie tak. Mi bardzo przypadła do gustu i wprawiła mnie w zadumę nie raz. Byłam oczarowana nie tylko historią ale i tym jak autorka potrafiła bawić się uczuciami czytelnika.
KOMU POLECAM? Fanom literatury pięknej
Zapisałam sobie tytuł, bo myślę, że ta książka będzie mi się bardzo podobała.
OdpowiedzUsuńAgnieszko, zdecydowanie na 10000% Ci się spodoba, bo to Twoje smaki literackie ;)
UsuńTa książka już czeka na mojej półce Legimi na swoją kolej. Bardzo zachęcająca rezencja.
OdpowiedzUsuńDzięki, mam nadzieję że Ci się spodoba :)
UsuńTym razem odpuszczam tytuł, raczej mnie nie zaintrygował.
OdpowiedzUsuńJasne, rozumiem, może następnym razem coś u mnie znajdziesz :)
Usuń