wtorek, 28 kwietnia 2020

CÓRKA GLINIARZA







Tytuł:Córka gliniarza
Autor:  Kristen Ashley
Ilość stron:510
Wydawnictwo: Akurat
Okładka:  miękka
SŁOWA KLUCZE: kradzież, miłość


KRÓTKA FABUŁKA: czyli z czym to się je?

 Indy Savage, właścicielka niewielkiej księgarni, ma wszystko, o czym mogłaby zamarzyć. No… prawie. Do pełni szczęścia brakuje jej tylko jednego – najprzystojniejszego mężczyzny, jakiego kiedykolwiek spotkała, czyli Lee Nightingale’a, do którego wzdycha od lat. Chłopak jednak wydaje się odporny na jej zalotne spojrzenia, czarujące uśmiechy i czułe słówka. Zniechęcona ciągłymi niepowodzeniami Indy postanawia nie marnować więcej czasu na starania, które i tak nie przynoszą efektów. Od teraz będzie się trzymać od Lee z dala. Ale wkrótce ich drogi znów się przetną. Kiedy pracownik Indy gubi worek diamentów, ściągając na siebie niebezpieczeństwo, dziewczyna chce mu pomóc, ale wpada w poważne tarapaty. Tylko jedna osoba może ją z nich wyciągnąć.

Jest nią oczywiście Lee, który prowadzi prywatną agencję detektywistyczną i który wreszcie sobie uświadamia, że Indy nie jest mu obojętna.


POD LUPĄ: Zacznę od wizualnej strony, czyli lupa w dłoń i do dzieła !

Książka jest standardowego wymiaru A5. Okładka utrzymana jest w kolorystyce czerni, szarości, granatu i czerwieni. Okładka jest matowa i niestety zostawia odcisków palców, posiada skrzydełka i cudowną ,, wklejkę " metaliczno- srebrną. Kobieta na okładce emanuje pewnością siebie, siłą i odwagą.  Kartki są koloru beżowego i bardzo cienkie, że przebija czasem druk, a czcionka bardzo przyjemna dla oka. Każdy rozdział jest ponumerowany, a podtytuły posiadają swój tytuł napisany kursywą. Mamy przypisy na dole. Całość oceniam wysoko : 5




OPINIA: Książka ,, Córka gliniarza" to chyba najgorsza powieść, jaka do tej pory ukazała się na moim blogu. Czułam się, jak tatar posiekany tasakiem i to nie w pozytywnym znaczeniu. Gdyby powieści zabijały to właśnie odbyło się na mnie morderstwo. Serio ! Skąd u mnie takie mocne słowa? Jeśli masz silną głowę i odwagę tego wysłuchać to weź coś do picia, jedzenia, siadaj i słuchaj.



 Zacznę standardowo od bohaterów. Mamy tutaj główną bohaterkę Pani Tyłek, ups.. przepraszam Indy, której życiowym celem było zdobyć chłopaka Lee, czyli brata jej przyjaciółki. Oczywiście ma się wrażenie, że całe miasto shipuje tę parę, chcą by w końcu byli razem. Jednak chłopak odrzuca zaloty dziewczyny i wybywa z miasteczka. Myślałam sobie, ej ten koleś ma mózg i go używa. Jednak mija 10 lat i ponowie Indy spotyka Lee w bardzo trudnej sytuacji i kiedy dziewczyna powiedzmy , że się wyleczyła z tej chorobliwej miłości to właśnie mężczyzna  zaczyna uganiać się za nią, robiąc wszystko by zaciągnąć ją do łóżka. I nawet mądre pytanie bohaterki: Co się zmieniło? zostaje potraktowane tak z tyłka...  że sama się nie dziwię, że Indy no nie chce w to wchodzić, choć jednak chce. Tu jak się okaże wszystko będzie takie pokręcone jak makaron świderki. Dlaczego zapytasz nazwałam ją Pani tyłek? Bowiem co 2 strona tej książki lub jakiś dialog bohaterka mówi ,, Jaki to ja mam zgrabny, fajny, cudowny tyłek" jeszcze było coś o biuście, ale chyba bohaterka o nim zapomniała na poczet tyłka. I ok, chyba wiem o co autorce chodziło- stworzenie silnej, pewnej siebie bohaterki. Jednak w moich oczach Indy jawi się jako pusta dziewczyna, która nie ma celu w życiu, a przepraszam świecenie tyłkiem, aż nuciła mi się piosenka z bajki ,, Księżniczka i żaba"  o tytule ,, Świecące tyłki" serio, normalnie ją nuciłam ze świetlikami podczas czytania tej historii ( jak nie znasz to koniecznie sobie ją puść).  Męski bohater Lee, czyli Pan KiedyBędziemyToRobić nie jest lepszy od Indy. I choć uchodzi za groźnego, złego chłopaka o nieciekawej przeszłości to on także nie ma jakiegoś większego celu, a przepraszam zapomniał: Jak zaciągnąć Panią Tyłek do łóżka? Ci bohaterowie to nawet nie są jakieś karykatury, czy przerysowane, prześmiewcze postaci. Nie oni są od samego początku do końca źle skonstruowani. Są nijacy, nie ciekawi i serio, w połowie już książki nie chciało mi się dalej brnąć w te ich ciuciubabkę. Byłam wymęczona głupotą bohaterów, ich nic nie wnoszącymi dialogami i sztucznością. Jedyne co ich interesuje to tyłek i łóżko. Olać resztę świata. Olać, że tam giną ludzie, mafia ich ściga, łeee to nie ważne. To ja się pytam: Po jakiego grzyba wplatać  to wszystko, jak można było zamknąć bohaterów w pokoju i niech cała akcja się tam rozgrywa? Właściwie to i tak wychodzi na to, że tak jest, ale to np skupiam się na tym i tyle, a nie mieszam sobie od czapy gatunki z których i tak ( przepraszam) gówno wychodzi.



Idźmy do fabuły, bo mnie zaraz drzwiczki od piecyka trzasną w twarz. Na początku wszystko zapowiadało się ciekawie. Mówię oo.. motyw kryminalny może chociaż to mnie jakoś przyciągnie do tej książki. No.. NIE. nawet to nie pomogło. Uwierz mi wszystko kręci się wokół tyłka Indy- nawet jej porwanie. Ehhh tu nawet nie wiem co napisać, bo jakoby mamy zaginione diamenty, przyjaciela Indy, który jest wmieszany w całą tę sprawę, jakiś gangsterów, jakieś elementy detektywistyczne, ale to w ogóle nie jest jednością. To tak jakby autorka pomieszała 3 dania, wrzucając do jednego gara i chciała nas przekonać, że np spaghetti z hot-dogiem i lodami na pewno będą nam smakować. NIE. Ja powiem szczerze pogubiłam się w tej całej historii, no bo jak mam ją ocenić? Ani to erotyk brak tu opisów scen łóżkowych i jakiś mrocznych problemów,  ani romans, bo nie ma żadnej głębszej historii, ani kryminał, bo ważniejsze są popędy bohaterów niż tam ściganie złoli, a komedią to to już zupełnie nie jest.. no chyba że moje poczucie humoru jest równe zeru lub jest tak zimne, jak owe przytoczone wyżej lody, bo nic mnie tu nie rozśmieszyło, a wręcz zażenowało. Poruszony przez autorkę motyw kradzieży diamentów tak, jak pojawia się nagle tak i znika na bardzo długo by pojawić się znowu  z tyłka- tadam cały czas byłyśmy tu i wiedział o tym ten Ktoś. I podczas całej tej pijackiej podróży od wątku do wątku zastanawiałam się dokąd mnie ta droga powiedzie ? Donikąd ...w chaszcze mnie zaprowadziła pełne kleszczy spragnione mej twórczości recenzenckiej by je wyssać.  I musisz mi uwierzyć tak nielogicznej, pogmatwanej historii bez jakiegoś przewodniego motywu... a przepraszam Tyłkowy był i KiedyBędziemyToRobić ?  to nie spotkałam, aż do dzisiaj. Choć tak myślę teraz by zakończyć już ten mój wątek, że ta książka pretenduje do miana horroru, bo tak potrafi wymęczyć czytelnika, posiekać na kawałki jak ten facet co biegał z piłą... nooo ... zdecydowanie ta książka to horror czytelnika.



CZY WARTO SCHRUPAĆ?- czyli podsumowanie :

Są takie książki, które zapisują się w naszej pamięci. ,, Córkę gliniarza" zapamiętam sobie jako mord dokonany na mnie. Przeżyłam horror czytając tę powieść i wyszłam z niej jako tatar. Posiekana na maleńkie kawałeczki. Nie znajduje tu żadnego, najmniejszego plusika.. chociaż ok jest znalazłam. Styl jest lekki, przyjemny mimo wszystko w odbiorze,a  język  jest potoczny. Koniec plusów. No ok, jeszcze dodam okładkę, bo jest świetna, ale ocena okładki to całkiem inny kaliber. Bohaterowie są źle skonstruowani ich celem życiowym jest: zaciągnąć do łóżka partnerkę, kontemplować tyłek bohaterki, a właściwie ona sama go wręcz czci i tyle.Gdzie tu akcja, sekrety, czy coś interesującego? Fabuła nie jest wciągająca. Skaczemy niczym pijany zając od romansu do kryminału i w końcu lądujemy w jakiś krzakach. Tu  nic tego wszystkiego nie scala.Momentami czułam się jakby ktoś zaserwował mi na talerzu móżdżek lub jądra bawole na surowo i powiedział- jedz. Wiadomy odruch się włącza i ja miałam tak za każdym razem, kiedy musiałam ponownie wrócić do tej powieści. I jest mi bardzo przykro z tego powodu, bo liczyłam na jakąś rozrywkę, że się pośmieję, dostanę coś do relaksu. Niestety dostałam papierowy koszmarek, który owszem wywołał we mnie jakieś emocje, ale nie takie o jakie prosiłam. Według mnie ta książka nie jest jadalna, ale oczywiście zapraszam odważnych do jej skosztowania. Może ktoś będzie miał odmienne zdanie niż ja.

KOMU POLECAM? Tylko dla odważnych masochistów książkowych.

Za egzemplarz i tortury jakie przeżyłam z tą książką dziękuję wydawnictwu :





piątek, 24 kwietnia 2020

NA PROGU ZŁA









Tytuł: Na progu zła
Autor:  Louise Candlish
Ilość stron:509
Wydawnictwo: Muza
Okładka:  miękka
SŁOWA KLUCZE: małżeństwo, walka o dom, tajemnice, przyjaźń, używki


KRÓTKA FABUŁKA: czyli z czym to się je?

 W słoneczne styczniowe popołudnie na przedmieściach Londynu pewna rodzina wprowadza się do domu, który właśnie kupiła. Niby nic nadzwyczajnego. Poza tym, że to jest twój dom. I wcale go nie sprzedawałaś.


Gdy po powrocie z kilkudniowego wyjazdu Fiona Lawson zastaje obcych ludzi, którzy wprowadzają się do jej wartego miliony funtów domu, jest przekonana, że zaszło nieporozumienie. Gdzie się podziały rzeczy jej rodziny? Co z meblami i ubraniami? Nie może uwierzyć, że cały ich dobytek rozpłynął się w powietrzu. Zrozpaczona na oczach nowych właścicieli bez powodzenia próbuje dodzwonić się do męża. Wszystko wskazuje na to, że Bram, z którym Fi żyje w separacji, przepadł bez wieści, a wraz z nim zniknęli ich synowie. Usiłując zapanować nad tą niewyobrażalnie absurdalną sytuacją, Fiona stopniowo odkrywa całą prawdę.

POD LUPĄ: Zacznę od wizualnej strony, czyli lupa w dłoń i do dzieła !

 Książka jest standardowego wymiaru A5. Okładka utrzymana jest w kolorystyce czerni, szarości i żółci. U mnie okładka jest matowa i niestety zostawia odcisków palców. Drzwi prowadzące do domu wprowadzają niepokój, w szczególności, że jest noc, a lampka nad progiem świeci złowrogo Jej kartki są u mnie koloru beżowego, a czcionka bardzo przyjemna dla oka. Każdy rozdział jest ponumerowany, a podtytuły posiadają imię danego bohatera oraz godzinę. We finalnym egzemplarzu mogą być skrzydełka i piękna wklejka. Całość mimo, że ja mam egzemplarz recenzencki oceniam wysoko : 5




OPINIA: Książka ,, Na progu zła" od samego początku wołała mnie : ,, Zjedz mnie ! " Więc cóż musiałam się jej poddać niczym ciasto drożdżowe wyrabiane rękami. Czy zatem będzie ona tak ostra jak chili con carne ? Bo właśnie na taki thriller mam ochotę. Jeśli jesteś ciekaw tak, jak ja to weź coś do  picia, jedzenia, siadaj i słuchaj.


Standardowo zacznę od bohaterów. Mamy tutaj dwójkę małżonków, którzy w wyniku nie czarujmy się zdrady Brama, Fiona postanawia skończyć definitywnie swe małżeństwo. I powiedzmy sobie dziewczyny szczerze- dobrze postąpiła.  Jednak kiedy poznałam wersję tej samej historii opowiedzianą przez Brama zaczęłam może nie go uniewinniać, bo ewidentnie poszedł w BAJLANDO z inną panią, jednak już tak nie trzymałam sztamy z Fi.  Bohaterka jest bardzo despotyczna. Ma wszystko zaplanowane, lubi rządzić, a przy tym jest opanowana i panuje nad swoimi emocjami.. do czasu.  Bram natomiast jest winny rozpadu swego małżeństwa, co do tego nie ma żadnej wątpliwości. Widać, że chciałby, aby wszystko wróciło do normy. Jednak kiedy widzi, że nie ma odwrotu, najbliżsi widzą, że popada on wręcz w depresje. I choć stara się przed dziećmi ukrywać swe zmartwienia i być najlepszym ojcem to i na tym poziomie czuje, że nie jest idealnie. Czy polubiłam Brama lub Fi ? Nie, ale to dlatego że każde z nich ma coś za uszami i w jakiś sposób przyczyniło się do zaistniałej sytuacji.

No właśnie, fabuła. I choć na początku wydawała mi się ona nużąca i wręcz nieciekawa, to gdzieś tak po 60 stronach, wciągnęłam się, a to dlatego, że mamy do czynienia z bardzo interesującą sprawą. Wyobraź sobie mój czytelniku, że wracasz sobie z jakieś kilkudniowej wycieczki do domu, a tam okazuje się, że ktoś już mieszka. Tak, w Twoim domu. I powiem Ci, że nawet ma dowody zakupu iż podpisał z Tobą  umowę kupna. Wszystko wskazuje na to, że sprzedałeś swoje gniazdko komuś, nawet o tym  nie wiedząc.  Brak pieniędzy na Twoim koncie, brak dowodów na to, że zgłosiłeś agencji nieruchomości ową chęć sprzedaży, zaczyna budzić wątpliwości. Ktoś się pod Ciebie podszył? A może ktoś wprowadził się na dziko i teraz wymachuje sfałszowanymi dokumentami? Jednym słowem KARAMBA CO TU SIĘ WYRABIA ! No dokładnie. I zaczęłam rozkminiać, że ta historia przedstawiona na kartach powieści, jest tak realistyczna, że nie zdziwiłabym się, gdyby była oparta na faktach. Zostałam wciągnięta na maksa do tego stopnia, że głośno komentowałam tę powieść , wprawiając mojego lubego w zdziwienie. Tak, aż tak przeżywałam całą tę akcję.



Konstrukcja to kolejna bardzo ciekawa rzecz w tej książce. Jak wspomniałam na początku poznajemy tę sprawę dzięki Fi oraz Brama. Jednak każdy z nich ma inną formę opowiadania jej. Fi zamieszcza podcasty w internecie w serii o nazwie ,, Ofiara" po każdym odcinku, czyli u nas rozdziale mamy dodane komentarze słuchaczy, co było jak dla mnie tak genialnym  i innowatorskim zabiegiem, że migusiem książka zyskała u mnie 3 plusy wyżej. Fi w każdym kolejnym odcinku ustosunkowuje się do owych opinii słuchaczy co nadawało temu wszystkiemu realizmu. Bram natomiast swą relację pisze w wordzie i chyba to nie będzie spojlerem jeśli nadmienię, że jest to jego testament. Nie ma nic już do ukrycia więc wylewa tam wszystkie swoje uczucia oraz sekrety, a jest ich troszkę. Bardzo mi się podobała ta budowa książki, coś innego.




CZY WARTO SCHRUPAĆ?- czyli podsumowanie :

Książka ,, Na progu zła"  to genialna powieść, która zaskoczyła mnie na wielu poziomach. To zdecydowanie Chili con carne, które z każdym kolejnym kęsem nabiera nowego , lepszego smaku. Ale do rzeczy , rozłóżmy te danie na składniki. Mięsem mielonym w tym daniu zdecydowanie jest fabuła, a właściwie jej pomysł. To kawał dobrej roboty. Momentami miałam wrażenie, że historia ta zdarzyła się na prawdę, tak była prawdziwa w swej fikcji. Pomidorem, czosnkiem oraz cebulą są bohaterowie. Nie zapałałam do nich miłością, ale bez nich te danie nie miało by bytu. Czy są zwroty akcji? Są, jednak troszkę żałowałam, że odpowiedź dostałam za wcześnie na moje pytania, a potem tylko śledziłam bohaterów, aż wpadną na trop. No i najważniejszy składnik tego dania to różne papryczki chilli, którymi jest sama konstrukcja książki. Tak mocno spodobało mi się, że główna bohaterka wchodzi w relację z czytelnikami swego podcastu, że nie masz pojęcia. To jest tak oryginalne i inne i tak piekielnie smaczne, że musiałam porównać je do papryczki chill. Całość dania prezentuje się genialnie i też tak smakuje, pikantnie, a zarazem świeżo i oryginalnie. Warto skusić się na schrupanie tego dania, bo będziecie tak samo pod wrażeniem smakowym tej książki jak ja...


KOMU POLECAM? Wszystkim, bo to bardzo realistyczna historia, która może spotkać każdego z nas, więc ku przestrodze warto ją przeczytać ;)

❤️Za egzemplarz i mile spędzony czas serdecznie dziękuję wydawnictwu ❤️:






poniedziałek, 20 kwietnia 2020

TEST NA MIŁOŚĆ









Tytuł:Test na miłość
Autor:  Helen Hoang
Ilość stron:444
Wydawnictwo: Muza
Okładka:  miękka
SŁOWA KLUCZE: autyzm, miłość, kultura wietnamska


KRÓTKA FABUŁKA: czyli z czym to się je?

 Dwudziestosześcioletni Khai cierpi na zaburzenia autystyczne. Jego głównym problemem jest brak zdolności do odczuwania głębszych emocji. Mama chłopaka postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i znaleźć synowi idealną kandydatkę na żonę. Wkrótce na swojej drodze dość przypadkowo spotyka Esme, której proponuje zostanie „próbną” narzeczoną jej syna. Dziewczyna początkowo się waha, ale w końcu uznaje, że to dla niej jedyna szansa na lepszą przyszłość.

Uwiedzenie Khaia okazuje się jednak nie lada wyzwaniem. Starania Esme nie przynoszą pożądanych efektów, a chłopak wydaje się nieczuły na jej zaloty. Khai ceni sobie rutynę i ustalony porządek, a narzucona przez matkę narzeczona wprowadza w jego życie niepotrzebny chaos. Chłopak nie ma wiele czasu, żeby wreszcie zrozumieć, jak działa jego serce. Inaczej Esme wróci do domu na drugi koniec świata. Czy dwoje nieznajomych może stworzyć udany związek? Czy małżeństwo aranżowane okaże się receptą na szczęście? Jak zachowa się Khai, gdy pozna sekret, którego strzeże dziewczyna?




POD LUPĄ: Zacznę od wizualnej strony, czyli lupa w dłoń i do dzieła !

Książka jest standardowego wymiaru A5, a co najważniejsze jest tak miła w dotyku, że chciałam ją ciągle miziać. Nie wiem co to za materiał, ale na szczęście nie zostawia odcisków palców. Posiada skrzydełka i cudowną różową wklejkę. Utrzymana jest w kolorystyce pasteli co ostatnio nie wiem czemu bardzo mi się podoba. Mamy zatem odcienie jasnego niebieskiego, ciemniejszego różu. Napisy są wypukłe i lakierowane.  Dziewczyn a jadąca autem w okularach jest tak radosna, że odczuwa się ten klimat sielankowości i radości. Co w środku ? Mamy beżowe, cienkie kartki , i bardzo przyjemną czcionkę dla oka. Rozdziały są ponumerowane. Całość wydania oceniam na : 5



OPINIA: Książka ,,Test na miłość" skusił mnie swą lekkością, a zarazem podjęciem w tematyce autyzmu i nie czarujmy się bardzo klimatyczną okładką. Dawno nie czytałam czegoś lekkiego, jak kolorowa wata więc postanowiłam sprawdzić, czy ta książka jest smaczna, lekka, a przede wszystkim przyjemna, jak owy słodycz ? Jeśli Cię zaciekawiłam to weź sobie coś do picia, jedzenia, siadaj i słuchaj.

Głównymi bohaterami są Khai oraz Esme, a raczej My, która zmienia swoje wietnamskie imię na bardziej ,, światowe". Co muszę zaznaczyć, pokochałam tę dwójkę z całego serca. I choć momentami miałam takie niezaparte uczucie jakoby ta dwójka była wzorowana na bohaterach ,, Zanim się pojawiłeś" to i tak skradli me serce. My to taka postrzelona, pozytywnie nastawiona do świata dziewczyna. Biedna, a zarazem zaradna robi wszystko by utrzymać wielopokoleniową rodzinę: babkę, matkę oraz córkę. Kiedy więc bogata kobieta proponuje jej małżeństwo z jej ekscentrycznym, lecz przystojnym synem.. no cóż nasza bohaterka widzi w tym szansę dla siebie. Ma bowiem nie tylko szansę zwiedzić świat, o którym tylko śniła, ale i odnaleźć swego ojca. Bycie narzeczoną bogacza nie powinno być takie straszne prawda?  I tak nasza pozytywnie nastawiona do ludzi i świata My wkracza do świata, w którym rządzi ON, a na imię mu AUTYZM.

Khai od dziecka zmaga się z autyzmem, co powoduje, że nie tylko nie ma znajomych, ale i jego życie jest podporządkowane pewnym rytuałom, licznym dziwactwom, a zarazem ograniczeniami. Pokazanie czytelnikowi jego oczami świata i zmagań z codziennością, ukazuje nam na jakie bariery natrafiają takie osoby w życiu codziennym. Kiedy więc pojawia się w jego domu, a zarazem życiu Esme, nic już nie będzie takie jak dawniej.

Pokochałam bohaterów, za te ich osobowości tak skrajne, a przy tym tak kochane. Dawno nie czułam takiej sympatii, radości i energii, która do mnie spływała z papieru prosto do mego serca. 



I choć ta książka jest słodka jak landrynka, to ma swoje gorzkie tony. Faktem jest, że się uśmiałam przy niej i wpadałam we smutne tony. Jednak to co najważniejsze, czyli Autyzm zostały potraktowane poważnie i ze szacunkiem dla osób cierpiących na te zaburzenie.To jak ukazane jest codzienne życie dorosłej osoby jest fenomenalne. Myślę, że dlatego tak doskonale autorka przedstawiła owy problem, bowiem sama cierpi na zespół Aspergera co jak wiadomo jest z tej samej rodziny co Autyzm.  Stąd też tak bardzo realistyczne jest wszystko to  jak przeżywa i odczuwa Khai. I taka niby prosta, a zarazem banalna i przewidywalna historia, nabiera nietuzinkowych kolorów i kształtów, co mnie po prostu  porwało do tego świata.



CZY WARTO SCHRUPAĆ?- czyli podsumowanie :

,, Test na miłość" to zdecydowanie tęczowa wata cukrowa w kształcie ogromnego kwiatka. Ta jakże lekka, przyjemna w odbiorze książka zaskoczyła mnie sposobem w jaki przedstawiła osobę cierpiącą na Autyzm. I wiem, jest pewnie mnóstwo podobnej literatury, jednak ta zdecydowanie wyróżnia się na ich tle. Czym? zapytasz. Przede wszystkim klimatem. Jest on ciepły, zabawny, momentami wręcz sielski. Autorka w znakomity sposób przemyca wietnamską kulturę, by ukazać czytelnikowi różnice kulturowe. Stąd też często wynikały różne śmieszne sytuacje. Kolejnym plusem to kreacja bohaterów, których kocha się od samego początku. Sama fabuła jest genialnie poprowadzona, co powodowało, że byłam bardzo ciekawa dalszych rozwojów wydarzeń. No wszystko jest istną pyszną, delikatną, a przede wszystkim słodką watą cukrową. To co mnie najbardziej chwyciło za serduszko i ścisnęło to owy kwiatowy kształt waty cukrowej, jaki przybrała tutaj owa dysfunkcja społeczna. Bowiem mamy do czynienia z osobą, która chce, a nie potrafi w inny sposób ukazać swoich uczuć względem drugiej osoby. Brak empatii, niechęć do dotyku, no ktoś by powiedział z taką osobą nie da się stworzyć związku. A jednak, autorka w genialny sposób burzy ten absurdalny stereotyp i ukazuje, że zrozumienie, cierpliwość i odwaga popłaca. Ową tęczą są właśnie te niuanse, które razem tworzą obraz osoby z autyzmem. Cieszę się, że miałam możliwość przeczytać tak wartością powieść. Dlatego chrupcie ją do woli, bo nie tylko zachwyci Was owym nietuzinkowym kształtem, czy podejściem do tematu, ale i samym smakiem jakim jest fabuła i bohaterowie. Polecam.


P.S Kiedyś zobaczyłam filmik, jak Pani robi właśnie tęczowego wielkiego kwiatka z waty cukrowej i aż zapragnęłam go zjeść. Ciekawe, czy u nas w Polsce ktoś takie robi ?



KOMU POLECAM? Wszystkim dorosłym czytelnikom

❤️ Za egzemplarz i wspaniałe spędzony czas z książką dziękuję wydawnictwu ❤️: