niedziela, 12 maja 2019

Z KAŻDYM ODDECHEM







Tytuł:  Z każdym oddechem
Autor:  Nicholas Sparks
Ilość stron: 368
Wydawnictwo:  Albatros
Okładka:  twarda

SŁOWA KLUCZE: miłość, problemy, przyjaźń, samotność.

W miłości wszystko jest możliwe, każda przeszkoda jest do pokonania..   Cytat z książki


KRÓTKA FABUŁKA: czyli z czym to się je?

 Hope jest w rozterce. Skończyła 36 lat, od sześciu lat ma chłopaka, ale na ślub raczej się nie zanosi. Tymczasem u jej ojca właśnie zdiagnozowano poważną chorobę. Hope postanawia więc odciąć się od wszystkiego, spędzić tydzień w wakacyjnym domku w Sunset Beach i zastanowić się nad swoją przyszłością.Tru, urodzony w Zimbabwe przewodnik safari, pojawia się w Sunset Beach, by poznać ojca i dowiedzieć się więcej o młodości matki.Gdy ścieżki dwojga obcych sobie ludzi niespodziewanie się krzyżują, wybucha pomiędzy nimi żarliwe uczucie. Wkrótce oboje staną przed trudnym wyborem: oddać się miłości czy spełnić obowiązek wobec rodziny? Posłuchać głosu serca czy rozsądku?

POD LUPĄ: Zacznę od wizualnej strony, czyli lupa w dłoń i do dzieła !

Książkę posiadam w twardej oprawie. Jest standardowych rozmiarów A5 . Posiada czerwoną wstążeczkę, która służy jako zakładka. Ja w swoim egzemplarzu miałam dodatkowo papierową zakładkę z cytatem oraz obrazkiem z okładki. Kartki są koloru beżowego, a czcionka była bardzo przyjemna dla oka. Rozdziały mamy podzielone na bohaterów. Co do samej jeszcze okładki bardzo mi się podoba. Kolory pomarańczu, czerwieni i turkusu przywołują wspomnienia z lata. Bardzo klimatyczna. Całość wydania oceniam: 5 +



OPINIA: Nie wiem czy już Ci to mówiłam ale kocham twórczość Nicholasa Sparksa. Nie jedną łzę uroniłam na jego powieściach. Nie jeden raz wzdychałam i myślałam ,, Co za miłość, co za historia ?! ” Czy teraz było podobnie ?

Książkę dostałam na gwiazdkę więc jak widzisz długo zwlekałam z jej przeczytaniem. Zapytasz : dlaczego? Bałam się, czy powieść, będzie tak samo dobra jak pozostałe historie napisane przez autora. Jednak dzięki akcji czytelniczej u    zmotywowałam się i wzięłam się za czytanie. Tyle gwoli nudnego wstępu, a teraz do dzieła z opinią.

Tru i Hope poznają się w kwiecie wieku. On ma 42 lat, ona jest przed 40. Oboje mają dość burzliwą przeszłość.Tru to silny mężczyzna, który nie boi się żadnych przeszkód, które stawia przed nim życie. Surowy klimat w jakim się wychowywał, ukształtował go jako człowieka prostego, z zasadami i powiedzmy sobie szczerze inteligentnego, sympatycznego i twardego.

Hope to z kolei piękna  kobieta, która pragnie założyć rodzinę. Ma partnera, który według niej zachowuje się nieadekwatnie do wieku. Jednak jest z nim, bo go kocha. Jednak jest on zarazem przyczyną jej smutku. Według kobiety to on spowodował, że jest cieniem własnej siebie. Kiedy więc spotyka Tru, jej świat nabiera kolorów.

Sama historia miłosna poprowadzona została trochę inaczej niż zwykle. Tych dwoje na samym początku łączy wspaniała więź przyjaźni. Miłość nie wybucha od razu niczym para z garnka, tylko powolutku wlewa się w serca bohaterów. I to jak najbardziej podobało mi się. I choć mój ulubiony król melodramatów nie raz wywołał u mnie istną burzę łez, tym razem nawalił na całej linii. Brak łez, brak jakiś konkretnych dramatów spowodował, że rozczarowałam się. Nie tego oczekiwałam po nim. Wiesz chusteczki przygotowane pod ręką w ostateczności posłużyły tylko jako przedmiot do wyładowania mej frustracji. W pewnym momencie miałam nawet takie poczucie, że sam autor nie wiedział co tu napisać i jak dalej to pociągnąć?  Wyczuwałam inspiracje jego poprzednimi książkami typu ,, Noce w Rodanthe”, troszkę jak ,, Pamiętnik”, a najbardziej skojarzyło mi się z filmem, który kiedyś oglądałam ,, List do Julii” ( jeśli nie znasz to koniecznie zobacz, bo jest fenomenalny i miej chusteczki w gotowości ).



Wiadomo,  jak na Sparksa przystało jego książkę wchłania się bardzo szybko. I choć nie zabrakło tu cudownych mądrości i genialnych cytatów, to według mnie jest to jego najsłabsza ze wszystkich poprzedniczek książka. Może gdyby to było moje pierwsze spotkanie z jego twórczością oceniłabym ją zdecydowanie wyżej, jednak autor przyzwyczaił mnie do chwytających za serce powieści i wyciskających niczym cebula , niekontrolowanych łez, a ta  niestety do takich nie należy.

CZY WARTO SCHRUPAĆ?- czyli podsumowanie :  
       
Jak przystało na fankę twórczości pana Sparksa, będę zachęcać Cię do skosztowania jego twórczości. Mimo mojego rozgoryczenia tą pozycją, ( bo porównuje ją do genialnych poprzedniczek) to uważam że warto ją schrupać. To nie jest bajkowa historia, odrealniona i słodka.  Nie, to bardzo rzeczywista i prawdopodobna opowieść o miłości. I choć na samym wstępie autor przekonuje czytelnika, że jest to historia oparta na faktach z paroma  rozbudowanymi elementami to nie porwała mnie. Nie wywołała u mnie łez, wzruszenia, zachwytu,  a właśnie na to liczyłam. Ona jest dobra, nie zrozum mnie źle, po prostu liczyłam na coś więcej. Bohaterowie nie wzbudzili we mnie ogromnej sympatii. Jeśli miałabym wybierać Tru czy Hope, to wybrałabym Tru. Wzbudził we mnie ,, więcej” emocji niż Hope, której powiem szczerze nie rozumiałam. Dziwna kobieta, która nie wie czego chce, a potem ma pretensje do świata ,, dlaczego” ? Tajemnice ? Były, jednak autor nie wyjawił nam ich do końca. Zapomniał? Rozmyślił się ? a może ja je przeoczyłam… Nie wiem.  Lekkość języka sprawia , że bardzo szybko czyta się tę książkę. Myślę, że nadaje się spokojnie na odprężenie po ciężkiej książce, czy dniu. Jeśli oczekujesz od niej tego co ja, czyli bomby emocjonalnej to rozczarujesz się tak jak ja. Jeszcze na koniec powiem jedno : widać, że Wena spała, kiedy Sparks pisał tę powieść.Tyle ode mnie.

KOMU POLECAM?  Przede wszystkim fanom Sparksa. Czytelnikom, którzy szukają czegoś lekkiego, idealnego do relaksacji.




niedziela, 5 maja 2019

PIEŚŃ MIECZA









Tytuł: Pieśń miecza
Autor:  Bernard Cornwell
Ilość stron: 496
Wydawnictwo: Otwarte
Okładka:  twarda

SŁOWA KLUCZE: intrygi, wojna, polityka, religia, historia, miłość, przyjaźń, zdrada.

Gdy przeznaczenie jest wszystkim....


KRÓTKA FABUŁKA: czyli z czym to się je?

Rok 885. Między Sasami i Duńczykami panuje kruchy pokój. Uthred strzeże granicy Wessexu na Tamizie. Gdy król Alfred dowiaduje się, że wikingowie pod wodzą dwóch norweskich jarlów zajęli należący do Mercji Londyn, nakazuje Uhtredowi odbić miasto z rąk najeźdźców. Los jednak lubi niespodzianki: wikingowie proponują earlowi, by do nich przystał i nakłonił do tego także swego przybranego brata Ragnara Młodszego. Chcą podbić trzy anglosaskie królestwa. Za zdradę Wessexu oferują Uhtredowi tron Mercji...

POD LUPĄ: Zacznę od wizualnej strony, czyli lupa w dłoń i do dzieła !

Książka  niestety muszę się powtórzyć  jest tak samo  wydana  co poprzednie tomy, czyli przepięknie .  Twarda oprawa utrzymana w kolorystyce czerni, bieli raz laserowego żółtego napisu, sprawia, że całość ( 4 tomy) prezentują się spójnie i klasycznie. Ozdobny brzeg przedstawia  fragment czarno- białego obrazu, który pokaże Ci na dole, jak na obecną chwilę się prezentuje ten wycinek.. Okładka na brzegach jest lakierowana ( tam gdzie mamy fragment obrazu), natomiast fronty są czarne, matowe. Mamy także biały symbol ala taki węzeł. Uwielbiam te ich minimalistyczne detale, które nawiązują do treści książki.. Niestety i tu ostrożnie się z nią obchodź, jak z poprzedniczką, bo widać odciski palców. W środku mamy beżowe cieńkie strony z bardzo fajną czcionką. Książka jest szyta żółtymi nićmi. Wklejka w tej książce jest taka sama jak przy pierwszym tomie i nadal robi na mnie wrażenie i to ogromne. Na przedniej okładce mamy mapę, a na tylnej portret naszego głównego bohatera. Wszystko znowu utrzymane w czarno-białej kolorystyce. Mamy przypisy na dole, rozdziały są ponumerowane, które są przypisane do każdej części. Książka podzielona jest na 3 części Mamy wstęp z wyjaśnieniem topografii oraz na końcu notkę historyczną, która wyjaśnia co jest prawdą, a co fikcją, bo uwierz, ciężko ją odróżnić. Całość  wydania oceniam na : 5




OPINIA: Książka ,, Pieśń miecza”  była przeze mnie długo wyczekiwanym tomem. Nie miałam zielonego niczym szczypiorek pojęcia, czym tym razem zaskoczy mnie autor. Nie będę obwijać w bawełnę tylko przejdę od razu do konkretów, bo przecież jeśli jesteś ze mną już dłuższy czas to wiesz doskonale, że ja tę serię ubóstwiam.

Starzy bohaterowie na szczęście nie tracą swego wigoru, zadziorności ani uroku.  
  
Uhtred znowu staje przed trudnym wyborem, komu być wiernym.  Musi bowiem zdecydować, czy trwać przy Alfredzie, czy może pomóc wikingom i zostać królem Mercji. Co wybierze?  Jak to nasz bohater jego wybór nie jest oczywisty, a my możemy tylko zgadywać na co się zdecyduje.  Bardzo spodobało mi się to jak nasz bohater ewoluuje z tomu na tom. Zdobywa nie tylko doświadczenie wojenne ale i zaczyna kierować się inteligencją, a nie emocjami. Już nie mamy do czynienia ze zbuntowanym młodzieńcem, a wyrafinowanym mężczyzną, biegłym we sztuce zabijania i taktyce wojennej.

Nowi bohaterowie, którzy się pojawiają dorównują starym postaciom, a czasem są od nich lepsi. Tak oto poznajemy braci  Thurgilsonów  Sigefrida i Erica, którzy we wspaniały sposób ukazują czytelnikowi więź braterską. Przybywają oni w jednym celu, by zdobyć ziemie. Wzbudzają szacunek, strach,a płeć piękna wzdycha do braci.

Osferth to  natomiast bękart Alfreda, który postanawia walczyć dla swej ojczyzny. Zamknięty za murami klasztoru i wychowywany na mnicha, chuderlawy chłopak stanowił dla mnie niezłą rozrywkę. Wielokrotnie śmiałam się z niego i jego nieporadności, a zarazem chęci stania się odważnym i mężnym wojem.

Aethelflaeda w tym tomie błyszczy niczym najpiękniejsza muffinka. Niby słodka, niewinna dziewczynka, którą dopiero co wydano za mąż, a już pokazuje swą inteligencję i umiejętności dyplomatyczne.  I choć nie ma lekkiego życia ze swym małżonkiem  to pozostaje wierna swemu ojcu, ojczyźnie i Bogu. Autor w genialny sposób ukazuje życie kobiety, która pozbawiona jest jakiejkolwiek wolności, czy decydowania o swym losie, nawet jeśli jest księżniczką, jest traktowana tak samo. Kobieta ta nie dziwota, że buntuje się i chce żyć tak jak chce, a nie każą jej mężczyźni. To kolejna wspaniała kreacja kobieca w tej serii.

Po raz kolejny zostałam zaskoczona przez autora tym, jak barwnie potrafi opowiedzieć historię pewnego pół wikinga. I choć to już 4 tom  to nie ma tu mowy o nudzie, ogrzanym w mikrofali daniu, czy pójściu na skróty. Nie, tu jest wszystko dopracowane, przemyślane, a przede wszystkim wciągające.  Nieumarły powstały z martwych, by przepowiedzieć przyszłość, intrygi dworskie rozgrywane kosztem biednych ludzi, to tylko przedsmak tego co czeka Cię w tym tomie.  



CZY WARTO SCHRUPAĆ?- czyli podsumowanie :

Muszę przyznać, że książka ,, Pieśń miecza”  mimo bycia 4 tomem serii jest napisana na wysokim poziomie. Niczym nie odbiega od swych poprzedniczek. Autor trzyma w napięciu czytelnika do ostatnich stron. Akcja goni akcję. Co bardzo mi się spodobało mamy w tym tomie powrót do brutalnych opisów walk, wierzeń czy tradycji wikingów. Uwielbiam właśnie te elementy w powieści, które ściśle łączą się z historią jak i mitologią. Musisz mi uwierzyć na słowo jest ich tu sporo. Co do kreacji bohaterów to nie mam żadnych uwag, ba wręcz rozpływałam się niczym lukier na babce. Nowe postaci dodają tylko świeżości niczym mięta tej powieści, sprawiając, że momentami dostawała ona rumieńców.  Czy książka ma jakieś wady? Może czasem przydługie opisy, które spowalniały momentami akcję, mogą znużyć czytelnika, jednak dla mnie były one dopełnieniem całej powieści. Właśnie dzięki nim można dowiedzieć się wiele o tamtejszych sytuacjach, jakie panowały na dworze, czy umysłach bohaterów.  Sam język jest lekki i przyjemny, dzięki czemu przez tę powieść się płynie.  Fabuła wciąga, bowiem przygody Uhtreda są ciekawe i wywołują różnorodne emocje. Tutaj każda z postaci jest indywidualna i ma swoje racje. Tu nie ma czarno- białych bohaterów, są tylko szarzy, którzy bronią swoich postulatów. Jeśli zaś tyczy się o rys historyczny to jest on wspaniale ukazany i odpowiednio przyprawiony wyobraźnią twórcy. Warto schrupać tę książkę jest bowiem ona nieziemsko smaczna.

KOMU POLECAM? Fanom powieści historycznym, wikingów

💖 Za egzemplarz dziękuję serdecznie wydawnictwu 💖 :




niedziela, 28 kwietnia 2019

REMEDIUM








Tytuł:  Remedium
Autor:  Radosław Rutkowski
Ilość stron: 350
Wydawnictwo: Alternatywne
Okładka:  miękka

SŁOWA KLUCZE:  psychopata, morderstwa, brutalność, codzienność, realizm


,, Obojętność jednych popycha innych do czynów, których nigdy by nie popełnili.” Str 112


KRÓTKA FABUŁKA: czyli z czym to się je?

Szaleniec, wprawny rzemieślnik czy desperat? Kto stoi za mrożącym krew w żyłach zabójstwem?

Przemek Strawczuk, policyjny śledczy z Krakowa, przyjeżdża do Łodzi, by pomóc w rozwikłaniu zagadki makabrycznego morderstwa. Wraz ze swoim nowym partnerem, Tomkiem Gąsiorem, udają się na miejsce zbrodni. Ofiarą jest Karina, studentka zabita w wynajmowanym przez siebie mieszkaniu. Sprawca działał z chirurgiczną precyzją, przebijając poszczególne narządy i doprowadzając do wykrwawienia się dziewczyny. Na ścianie natomiast pozostawił szkarłatny napis: „Żyłaby, gdybyś otworzyła te drzwi”.

Karina miała bowiem współlokatorkę – inną studentkę, Paulinę Gaworską, z którą jednak prawie się nie znały. Jak się okazuje, swoją wiadomość zabójca skierował właśnie do niej. Dziewczyna była w mieszkaniu, gdy szykował się do zbrodni za zamkniętymi drzwiami w pokoju obok.

Paulina, zszokowana nagłą śmiercią Kariny, chce o wszystkim jak najszybciej zapomnieć. Nie wie jednak, że niebezpieczna gra dopiero się zaczęła.

Zabójca chce coś zmienić, sprawić, by ogarniająca nas wszystkich znieczulica przestała trawić społeczeństwo. Proponuje więc brutalną terapię, szukając remedium dla zobojętniałych serc. Tylko czy na pewno wybrał właściwą pacjentkę?


POD LUPĄ: Zacznę od wizualnej strony, czyli lupa w dłoń i do dzieła !

Książka jest formatu  A5 ze lakierowaną okładką , która nie zostawia odcisków palców.  Utrzymana w kolorystyce czerni, niebieskości, z wyciągniętą dłonią i tabletką. Tak jakby ktoś częstował Cię nią. To wzbudziło we mnie wiele myśli związanych z  treścią. Czy to swoiste zaproszenie do dziwnej gry ?   Strony są beżowe, a czcionka bardzo przyjemna dla oka. Rozdziały są ponumerowane. Brak spisu treści.  Całość wydania oceniam na: 5



OPINIA: Książka ,,  Remedium” od samego początku zaciekawiła mnie do tego stopnia, że chciałam ją przeczytać.  Posiadała bowiem elementy, które ja w kryminałach, czy thrillerach uwielbiam. Jednak to, że one są nie oznacza, że książką jest wspaniała. Jak było tym razem ? Czy degustacja ta powieści okazała się być smaczną podróżą po kryminalnym świecie ?

Jak zawszę zacznę od przedstawienia  bohaterów, których spotkasz na kartach tej powieści.

Przemek Strawczuk  to policjant, który przejmuje sprawę makabrycznego morderstwa, które miało miejsce w Łodzi .  Na co dzień mieszka on w Krakowie i tam jest on niezastąpionym policjantem, który jest ceniony i nie czarujemy się najlepszy. Właśnie jego proszą o pomoc w schwytaniu i rozwiązaniu trudnej sprawy, która nie tylko jest brutalna ale i zawiła. Przemek jest bardzo przeciętny, chodzi mi o to, że to taki policjant, którego spotkasz w naszym świecie. Nie jest on jakąś charyzmatyczną postacią, jednak potrafi wzbudzić sympatię w czytelniku.

Tomasz Gąsior to młody policjant, który zostaje partnerem Przemka. Bardzo się cieszy, że został przydzielony nie tylko do tak wspaniałej osoby ale i do sprawy, która jest bardzo zagadkowa i trudna.  Z początku Tomek czuje dystans dla Przemka, jednak z czasem zyskuje on w jego oczach i zaczyna się nawiązywać między nimi nić przyjaźni. Młodość kontra spryt i intelekt właśnie to połączenie daje niezłą bombę i wydaje się, że tych dwoje bardzo szybko rozwiąże sprawę. Jednak przestępca jest równie inteligentny i wyrafinowany co powoduje, że odkrywanie poszlak i kolejnych zagadek troszkę trwa.

Karina  młoda studentka, która wynajmuje mieszkanie z drugą współlokatorką, ma przed sobą całe życie. Jednak właścicielka i jej syn potrafią uprzykrzyć życie dziewczynie. Nikt nie spodziewał się, że ta pełna wigoru kobieta padnie ofiarą zwyrodnialca, który nie ma żadnych skrupułów. Czemu ta niewinna, miła i inteligentna dziewczyna staje się ofiarą ? Co takiego zrobiła?  To będziemy starali się rozwiązać.

Paulina Gaworska to koleżanka Kariny, z którą wynajmowała mieszkanie. To właśnie ona po raz ostatni widziała dziewczynę. Nikt nie wie dlaczego nasz psychopata, zostawia dziwne wiadomości Paulinie. Czy jest to swoista kara?  Dlaczego morderca chce ją oduczyć tzw znieczulicy ? Czyżby Paulina nie była taka niewinna na jaką się kreuje ? A może kryje się za tym całkiem inna historia ? Dlaczego psychopata wybrał do swej gry Paulinę, a może to w cale nie jest gra ?

Tak po krótce prezentują się postaci tej powieści. I o ile nie mam żadnych zastrzeżeń co do Przemka, Tomka, czy wspaniale wykreowanego psychopaty to Paulina według mnie była, jest do samego końca najsłabszym ogniwem tej potrawy. Taka wiesz, jedna wiśnia z pestką, która trafiła się w tej misce. Zamiast pomagać policji to wręcz mieszała, utrudniała, sprawiając przy tym, że irytowałam się na jej bezmyślność. I cały czas miałam nadzieję, ze to taki specjalny zabieg aby zmylić czytelnika. Niestety … tak się nie stało, dlatego też ta bohaterka bardzo mnie rozczarowała, sprawiając, że ta powieść nie stała się idealnym jajkiem niespodzianką z przecudowna zabawką Czekolada była przepyszna i cała ta otoczka, jednak zabawka okazała się bublem, którym była właśnie Paulina nasza 3 najważniejsza postać tej historii.



Fabuła choć nie pędzi, a wręcz momentami się wlecze to jednak wciąga, jak paczka ulubionych cukierków.   Bardzo spodobał mi się zabieg realizmu zastosowany przez autora. Czułam się jakbym sama podróżowała po Łodzi i odkrywała przepiękne zakamarki  tego miasta. Klimat powieści mroczny, duszny wręcz momentami brudny połączony ze znakomitym pomysłem uważam za udany. Nie mogę się tu do niczego przyczepić.

CZY WARTO SCHRUPAĆ?- czyli podsumowanie :

Książka ,, Remedium” zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. I choć nie obeszło się bez zakalca w formie bohaterki Pauliny, która psuje troszkę  smak całego dania, to pozostali bohaterowie nadrabiają jej braki i wady. Sama fabuła jest bardzo ciekawa i wciągająca. I choć rozwija się powolutku niczym drożdże  to dzięki temu mamy sposobność poznać lepiej bohaterów i miasto.  Klimat to kolejny element, o którym warto wspomnieć. Mroczny, brutalny, realistyczny  i brudny oddaje wszystko to co dzieje się na co dzień na ulicach większych miast. Kolejnym atutem książki  jest przedstawienie pracy polskiej policji. Tutaj nie mamy do czynienia ze super mocami, wybitnymi jednostkami, które od razu znają wyniki, a poszlaki same wpadają im do kieszeni. Nie tutaj mamy ukazaną żmudną pracę, która twa tygodniami,  a nie godzinami. Zbieranie dowodów, analizowanie, a przede wszystkim szukanie złoczyńcy jest jak najbardziej realistyczne, wręcz domowe i znane wszystkim,  jak kotlet schabowy. Podsumowując czy warto schrupać tę pozycję ? Uważam, że jak najbardziej warto. To wspaniała propozycja polskiej literatury kryminalnej, która wciąga, zachwyca swym realizmem, a przede wszystkim jest napisana lekkim piórem. Złoczyńca- psychopata to tzw szczypta przyprawy, która jest taką kropką nad i , która dopełnia całość.

KOMU POLECAM?  Wszystkim lubiącym kryminały

💖 Za egzemplarz i miło spędzony czas dziękuję wydawnictwu 💖  :