Tytuł: Umowa na miłość
Autorka: Falon Ballard
Liczba stron:377
Wydawnictwo: muza
Okładka: miękka
SŁOWA KLUCZE: współlokatorzy, zasady, miłość, przeciwieństwa,obyczaj, romans, grumpy/sunshine
KRÓTKA FABUŁKA: czyli z czym to się je?
Kiedy awans kolejny raz przechodzi Sadie Green koło nosa, dziewczyna w złości mówi szefostwu o
kilka słów za dużo i w efekcie traci pracę. Rozżalona marzy tylko o tym, by odreagować. W powrocie
do równowagi psychicznej mogą jej pomóc: mocny drink i przygoda na jedną noc. Loguje się więc
na portalu randkowym i następnego dnia umawia ze swoim wybrankiem.
Jack Thomas na pierwszy rzut oka wydaje się nudnym i nieciekawym facetem. Sadie jest
rozczarowana. Jakby tego było mało, okazuje się, że on wcale nie przyszedł na randkę – ona
omyłkowo zalogowała się na portalu z nieruchomościami, a młody okularnik w podartych dżinsach
i starych conversach jest właścicielem kamienicy na Brooklynie. I nie szuka dziewczyny, lecz
lokatora.
Atrakcyjne warunki najmu i mało atrakcyjny właściciel. Sadie zależy, by zacząć życie od nowa i
spełnić marzenia o własnej firmie florystycznej, chętnie więc przyjmuje propozycję Jacka. Są
skrajnymi przeciwieństwami – ona jest radosna jak skowronek, a on to Pan Ponurak, ale kiedy
obecność Sadie przeobraża kamienicę z piaskowca w prawdziwy dom, zaczynają zdawać sobie
sprawę, że być może właśnie zawarli interes życia.
POD LUPĄ: Zacznę od wizualnej strony, czyli lupa w dłoń i do dzieła !
Książka standardowego formatu A5, ze skrzydełkami i cudowną ostro żółtą wklejką. Sama okładka jest matowa z lakierowanymi napisami i kwiatkami. Wykonana z miększej tektury co powoduje, ze łatwo wygina się na wszystkie strony. Może zostawiać odciski palców. Utrzymana w kolorystyce mięty z żółtymi i pomarańczowymi elementami. są odstające na Napisy na okładce są odstające co dodaje jej takiej trójwymiarowości. Kartki są beżowe i bardzo cieniutkie, czcionka bardzo przyjemna dla oka, jednak poprzez słabą gramaturę stron druk przebija na drugą stronę ( Być może to mój egzemplarz tak ma). Rozdziały są ponumerowane, a numeracja stron jest otoczona serduszkami. Całość wydania oceniam na: 5-
OPINIA: Czyli jak ona smakuje ?
W ten deszczowy czas, choć są wakacje, mam wrażenie jakby nastała jesień. Zapragnęłam zatem przeczytać coś lekkiego, wakacyjnego, co wprawiło by mnie w ten radosny, lekki nastrój. Takie książki, które zbytnio nie angażują czytelnika do głębszych przemyśleń, czy wywołujących jakieś skrajne emocje. Postanowiłam więc sięgnąć po ,, Umowa na miłość". Wydaje się być lekka jak śmietankowe lody lub orzeźwiająca lemoniada z lodem. Nie sięgam często po komedie romantyczne, bowiem nie każda mnie porywa do swego świata lub ich miłość jest zbyt nierealistyczna-idealna. Jednak coś mnie przyciąga do tego tytułu.. być może owy motyw, ,,grumpy/sunshine " , który jak się okazuje bardzo dobrze znam, jednak z tym określeniem spotykam się po raz pierwszy. Czy będzie zatem apetycznie i czy warto się na nią skusić w te letnie deszczowe popołudnie? Jeśli Cię zaciekawiłam to weź sobie coś do picia, jedzenia, siadaj i słuchaj co mam Ci dziś do opowiedzenia.
Normalnie w tym miejscu zaczynam przedstawiać bohaterów, ale pomyślałam sobie, że może też po raz pierwszy słyszysz o motywie grumpy/ sunshine więc może napiszę szybciutko o co chodzi. Jeden bohater jest gburowatym ponurakiem, a drugi słoneczkiem i duszą towarzystwa. Zestawienie dwóch przeciwieństw, których połączy miłość. Od razu mam przed oczami film ,, Zakochana Złośnica" Ona gburowata, on słoneczko.. ah od razu przed oczami mam aktora grającego Patricka... Inny przykład już książkowy ,, Duma i uprzedzenie" On gbur, ona słoneczko.. z baśni ,, Piękna i bestia". Chyba już wiesz o co chodzi z tym motywem więc mogę przejść do omawiania bohaterów.
Główną bohaterką jest Sadie. Kobieta jest teoretycznie tą pozytywną i słoneczną osobą. Fakt przyznaję jest ona bardzo towarzyska, otwarta, szczera, jednak walczy ona z niskim samopoczuciem. Uważa że jest niemądra i tylko dzięki idealnemu wyglądowi, o który tak bardzo dba osiąga wszelkie sukcesy. Jednak kiedy zostaje wyrzuca z firmy ( chyba była księgową) musi na nowo przewartościować swoje życie. I tak orientuje się, że była pracoholikiem, a jej życie uciekało jej przez palce...Chyba każdy w swoim życiu ma taki etap, kiedy zdaje sobie sprawę z upływu czasu i go to przeraża.. No więc wracając do naszej bohaterki postanawia szybko się umówić na randkę, a że robi to w stanie nietrzeźwości okazuje się, że umówiła się na wynajem mieszkania, a nie randkę. Mimo tej wpadki, kamienica do której teoretycznie nasz młody mężczyzna szuka współlokatora ( szukał in dziewczyn tak mi się zdaje) jest tak idealna, że postanawia z tej oferty skorzystać. Między czasie nasza Sadie nie tylko poznaje bliżej Jacka, ale i odkrywa zapomnianą pasje.
Jack to typowy nerd, który kocha Marvela, DC, Władców Pierścieni. Jego relacje z innymi ludźmi są bardzo podstawowe. Mogę Ci tylko zdradzić tyle, że bohater w moich oczach cierpiał na głęboką depresję i stąd wynikało jego dziwne zachowanie. Jest to tylko moja indywidualna ocena, gdyż nigdzie w książce nie pada to wyrażenie. Wiemy na pewno, że Jack walczy z demonami przeszłości. Nie zgadzam się z twierdzeniem, że jest ponurakiem. Po prostu melancholijnie smutny i szuka owego światełka, które wydobędzie go z mroku. Bardzo mało wiemy o bohaterze, a wszystko czego się dowiadujemy to zasługa Sadie. To czego szuka ten mężczyzna to przede wszystkim bliskości drugiej osoby, rozmowy i zainteresowania. Według mnie jest tak zdesperowany, że jest w stanie ( tu już posługując się książką) zejść z ceny aż na tyle byle druga osoba się wprowadziła do niego. Miałam w pewnym momencie wrażenie, że chciał wynająć kogoś, aby ten go pokochał lub nauczył miłości, a ten po jakimś czasie sam zdecyduje, czy nadal umowa będzie aktualna, czy dostanie wypowiedzenie i do widzenia.
No dobra, co z tą fabułką? Jak na romans przystało wszystko kręci się wokół tej dwójki. Jednak to co najbardziej spodobało mi się we fabule to fakt, że nie ma tu miłości od pierwszego mrugnięcia. Bohaterowie nie spieszą się ze swą relacją. Chcą się lepiej poznać, czy zaprzyjaźnić. Oczywiście czuć między nimi chemię, ale oboje mają do przerobienia pewne psychologiczne aspekty, dlatego boją się związać z drugim człowiekiem na stałe. To wszystko sprawiało, że serio wierzyłam w ten romans, jest ona bardzo naturalny i prawdziwy. Bohaterowie nie są przesadnie wyidealizowani i mają swoje słabości.To z czym się totalnie nie zgadzam to motyw grumpy/ sunshine. Według mojej oceny nasza dwójka nie wpisuje się do nie go, ale wiesz.. może ja za stara jestem i się już nie znam.. Może melancholik to faktycznie gbur i ponurak, a osoba, która ma wiele przyjaciół jest taki promyczkiem... To co zasługuje jeszcze na uwagę i wspomnienie to humor dialogowo-przyczynowy. Parę razy serio parskłam śmiechem czytając tę historię, więc tak zdecydowanie przyniosła mi trochę rozrywki. To co jeszcze mogę zdradzić, a co bardzo chwyciło mnie za serce to nawiązania do mojej ukochanej baśni ,, Piękna i bestia". Nie będę Ci psuć zabawy z poszukiwania owych podobieństw, ale to też sprawiło, że książka poszła o 2 szczeble do góry, a historia jeszcze bardziej połaskotała moje serduszko.
CZY WARTO SCHRUPAĆ?- czyli podsumowanie :
,, Umowa na miłość" to genialna lektura na wakacje. Mogę porównać ją do lekkiego ciasta, które idealnie komponuje się do kawy, a mianowicie czekoladowo-budyniowego. Babkowym, czekoladowym ciastem jest dla mnie konstrukcja bohaterów. Nie są oni odkrywczy, jednak ich klasyczny smak, bardzo przypomina nas samych. Są realistyczni w swoich działaniach, a przede wszystkim w ich relacji, jaką my jako czytelnicy obserwujemy. Budyniem są dla mnie owe wątki psychologiczne, których jest tu kilka, ale ze względu na to, że są one odkrywane przez samą Sadie, nie chcę za bardzo zagłębiać się w nie, byś i ty miała jakąś zabawę z ich odkrywania. Myślę, że jak rzucę hasłem depresja, niska samoocena to już delikatnie Cię naprowadzi. Jak dla mnie były one idealnie zbilansowane z ową czekoladową słodyczą, nadając całości fabuły ciekawą narrację. Jedyny minus to według mnie nie do końca dobrze zrealizowany motyw grampy/sunshine ale to moja opinia. Jednak wolałabym mocniejsze skrajności, czy przeciwieństwa ukazane, a tu w pewnym momencie nasi bohaterowie mają wiele cechy podobnych do siebie, a nawet podobnie się zachowują. No nie o to chodzi w tym motywie. Jednak to co w moich oczach było takim cukrem pudrem, który wieńczy całe ciasto, były nawiązania do mojej ukochanej baśni ,, Piękna i Bestia". To sprawiło, ten może dla Ciebie mały detal, że ta książka zyskała wiele w moich oczach dodatkowo punktów. Czy zatem warto skosztować ten tytuł? Zdecydowanie tak. Oczywiście nie jest to książka, która wprawi Cię w nostalgię, ale zdecydowanie zapewni rozrywkę, zrelaksuje i sprawi, że miło spędzisz z nią czas. Jej lekkość, a zarazem komediowy charakter,sprawiają, że tę książkę z przyjemnością się czyta, a przede wszystkim wciąga i sprawia, że kibicujemy bohaterom w ich zmaganiach. Według mnie jest to zdecydowanie znakomita pozycja na uwieńczenie wakacji.
KOMU POLECAM? Osobom, które uwielbiają lekkie historie o miłości, które są bardzo realistycznie ukazane z elementem psychologii w tle.
Za egzemplarz i możliwość schrupania dziękuję wydawnictwu: